Chciałabym Wam opowiedzieć cząstkę samej siebie.
Tylko cząstkę, strategiczny wycinek, z określonym początkiem i jeszcze bardziej
określonym końcem.
<następny przystanek: „Osiedle Kolorowe”>
Tylko cząstkę, strategiczny wycinek, z określonym
początkiem i jeszcze bardziej określonym końcem spraw, które chcę poruszyć
zanim skończy mi się powietrze w płucach.
Jesteście zdumieni?
Czy nie?
To dobrze.
Skądinąd wiem, że dusze i trzewia macie już przeżarte
od słów innych niż te moje. Pewnie wyrazy, z którymi spotykaliście się do tej
pory w milionach podobnych albo i odmiennych opowieści były bardziej płynne. Bardziej
jednoznaczne. Nie tak pretensjonalne i nie tak, być może, napuszone.
<”Osiedle Kolorowe”>
Oparte na powszechnych skojarzeniach, a nie
zindywidualizowanych wyobrażeniach raczej enigmatycznej niż dobrze znanej
persony. Komunikowane za pomocą specjalnie dobranych znaczeń, które bez
problemu dopasowywaliście do określonej przestrzeni kulturowej, intelektualnej,
społecznej… Przestrzeni dnia codziennego. Rozumieliście w lot wszystkie
niuanse, zarówno jawne, jak i ukryte.
<”Czy mogłaby pani skasować mój bilet? I jeszcze
ten? I jeszcze ten? Dziękuję serdecznie!”>
A teraz do puli wyrazów wypełniających Wasze mózgi,
Wasze pola kojarzeniowe, Wasze neurony, i ja dorzucę coś własnego, taki
metajęzykowy hand-made, tongue-made o sporcie, o skokach narciarskich, których
wyższość nad taką na przykład kombinacją norweską jadę z trzema koleżankami
właśnie opijać do jednej z krakowskich knajp.
Nieomal widzę umalowanymi oczyma swej rozbujałej
wyobraźni, jak Elektroniczna Paulinka (aktualnie wchłonięta przez tłum na
niższej platformie tramwaju) wtrzaskuje perfekcyjnie zadbanymi palcami z
nieskazitelnie nałożonym pomarańczowym lakierem na paznokciach w swój
palmtopo-smartfono-kombajn: „Aj low Nowa Huta! <3333”, po czym udostępnia to
wszystkim znajomym z fejsbuka jako status czy też, tak, odpowiedź na pytanie:
„Paulina, o czym myślisz?”.
Jakby jakiekolwiek znaczenie miał fakt, że E.P.
(czasem bardziej niczym E.T., ewentualnie E.P.I.-lepsja(zwłaszcza podczas
kibicowania)) pochodzi z Bieżanowa, a Nową Hutę zna głównie z pocztówek, które
kolekcjonuje z zapałem odkąd skończyła pięć lat i nauczyła się poprawnie pisać
słowo „rozsentymentalizowany”, bez geminaty „ss”, za to z poprawną zbitką
spółgłoskową.
Nikogo nie obchodzą podobne gówna, niestety. Każdy
lubi dopowiedzenia jak dziury w zębach albo papierki po cukierkach, zapychające
kieszenie bez głębszego celu ni metafizycznego, ni fizycznego. Dodatki
ostatniego sortu do już i tak ponad miarę poszarzałej egzystencji (Arthur
Schopenhauer lubi to).
Jest nas czwórka, jak już wspomniałam, i, jak już
wspomniałam, bawimy się w kibiców skoków z doskoku („od ściany do ściany sterta
błota i wielka, bagienna cisza, kiedy ludzie zgromadzeni wokół skoczni patrzą z
niemym podziwem, odmalowanym w sekwencji kopiuj-wklej na własnej i
sąsiadujących do bólu podobnych twarzach, prościutko na skok jakiegoś wybitnie
uzdolnionego Austriaka, a tu wpada Marlenka z okrzykiem: >>HEIA
NORGE!<< Nie umiemy się dobrze bawić!”– Iga, AD 2009). Każda kibicuje
komu innemu, choć tak naprawdę wszystkie trzymamy kciuki, zresztą jakie
kciuki!, całe ręce! za tych samych, lecz prędzej zjadłybyśmy własne spódnice z
podwójnym szwem nim przyznałybyśmy się do tego wzajemnie.
<następny przystanek: Plac Centralny>
Jeszcze nie wiem, kiedy zacznę właściwy tok
opowieści – wszystko zależy od tego, po którym promilu urwie mi się
filmiszczeee, na razie więc muszę snuć ten przydługi wstęp pozbawiony piątej
klepki albo chociaż jakichkolwiek konkretów z tak zwanym jajem. Strusim.
Teraz muszę się ogarnąć na tyle, żeby nie przegapić
tak pożądanego przystanku, jako iż to właśnie mnie wyznaczono rolę nawigatora i GPS-a w jednej osobie.
<”- Au, Iga, nie depcz mi po martensach!
- Kij Ci w oko!”>
Pozwolicie mi nieco zamieszać w Waszych lingwistycznych
doświadczeniach? Oookej?
Tylko na krótki czas.
Albo i na długi.
Zależy, z jakim postrzeganiem czasu zaznajomieni
jesteście najle-
-piej.
AAAAA!
- Marlena, guzik! Naciśnijże go dzisiaj! Drzwi,
drzwiii!
- Halo, halo, chcemy wysiąść! Panie motorniczy! PANIE MOTORNICZY, JESZCZE CHCEMY WYSIĄŚĆ!
<zero odzewu, jedynie (po)szum falującego
tłumu>
- Kurwa, niech to szlag!
- Hihihi, nie ma jak spacerek w ziąb na
czternastocentymetrowych obcasach (: Nie, Igusiuniu?
- Przymknij się, Dżingiel.
- Ahahahaha, ja chociaż mam glaaany, a nie… Nie gryź!!
Oto jesteśmy. Zgrzane, z metaforycznie połamanymi
nogami z powodu obcasów wpadających nam w powyrywane/ podziurawione płyty
chodnikowe, snujemy się pod murami kamienic niczym dziwne koty rasy manx, tyle
że okutane w zimowe płaszcze.. w prążki ze świateł mijających nas samochodów.
- No, Marlenko, zmień wyraz twarzy. Ludzi ze
wścieklizną na pewno tutaj nie wpuszczają!
- Mam legitymację, mam legitymację! Wy ofermy!
- Jesteśmy z Ciebie dumne, Dżingiel. Czekaj, jeszcze chwila i któraś z nas przyzna Ci jakąś nagrodę... Nagrodę Zjeba Wieczoru. Bo to był Twój cholerny pomysł, żeby tutaj przyjechać i świętować.. Tak, ja również mam legitymację. Bardzo chce Pan ją zobaczyć, bo nie wiem, czy mam ją wyciągać z portfela?
- Spalenie kilku dodatkowych kalorii Ci nie zaszkodzi, pączusiu!
- Na bar! Na bar!
- Jeszcze tylko jeeedeeeen taaanieeec i dam Ci
wreszcie spokój, aj promissss!
- <przeciągłe, owcze meczenie> Nieeeee!
Błaaagaaam! Daj mi spokóóóóóój terazzzz juuuuuuż! TERAZ JUUUUŻ!
A jednak Marlenka dała się przekonać.
I, wychodząc na parkiet, wylała mi na spodnie swój
różowy drink z zieloną palemką. Teraz mam dżinsy w milion odcieni tego samego
koloru + ekstra połysk błyszczących drobinek jakiegoś dekoracyjnego szajsu
niczym z reklamy odświeżacza powietrza o zapachu owoców tropikalnych z małą
nutką bugenwilli i zaduchu starych, zaśniedziałych skarpetek z pierwszego
lepszego kosza na śmieci.
- Nie jest rozsądnym chodzenie po mieście w mglisty,
ponury wieczór, kiedy do oczu cisną się nabrzmiałe od ilości wilgoci i
skroplonego smogu krople deszczu przywiane przez ogłuszające podmuchy huczącego
wiatru („ponury wieczór, kiedy do oczu..”), usta wypychają własne włosy,
wciśnięte przemocą między wargi, między zęby przez wiatr, a twarz jest cała
mokra od zacinającej ulewy. Tak, wtedy trzeba siedzieć w domu pod ciepłą
kołdrą, z kubkiem gorącej herbaty stojącym na stoliku obok łóżka, w kubku, tak,
koniecznie w kubku w zielone, poziome paski. Obraz idylli, która pozostanie w
sferze wyobraźni dopóki wreszcie nie dotrzesz do domu i nie zrealizujesz jej z
podziwu godnym zapałem (a może zapałem wartym nawet jakiejś nagrody) oczywiście
po uprzednim wyciągnięciu z ust własnych włosów i wytarcia oczu z przymusowych
łez -
- Boże,
Dżingiel, co Ty pieprzysz? Chyba masz już w bani dość. Szlus, pora wyrwać Ci z
łapek ten drink! -
Dżingiel to ja. Wasza narratorka, Wasza opoka. Ja
walcząca o drink i wygrywająca tę walkę, by wypić jeszcze jeden łyk za zdrowie
Zwycięskich Sportowców-Wandali z Wandalii/Germanii.
- Odejdź, Paulina. I nie pierdol. Tutaj tworzy się sztuka. And art doesn’t come from
happiness, U know? Więc dawaj tę szklankę i wsiadaj w swój
statek kosmiczny. Załącz się do mejla w swoim palmtopie-sraltopie i wyślij się
do Nowej Brunei. Psujesz mi nastrój.
Siedzimy w barze i opijamy popołudniowe zwycięstwo
Niemców w konkursie drużynowym skoków narciarskich w Lillehammer. „Co za
bezsens, nigdy bym nie pomyślała, że będę piła zdrowie jakiegokolwiek Niemca..
Świat się kończy!” (Marlena-Patriotka) „Piję, bo rybka lubi pływać” (ja-AA)
„Schmitt jest taki slodki. Uwaga, Martin, te załaczone nizej, wirtualne serca
sa dla Ciebie! <3 <3 <3 <3 <3 Chcialabym moc wysylac je w
nieskończoność, ale bateria mi zaraz siadnie. Musze isc po kolejny napoj z
promilami. Muah!” (Elektroniczna Paulina z palmtopem przyspawanym do prawej
dłoni dzięki nitom rodem z USA)
- Nie jest rozsądnie chodzić po plaży w tętniący,
słoneczny dzień, przeniknięty żarem od A do Z. A już najnierozsądniej jest być
wtedy na plaży, nad brzegiem morza, nad brzegiem oceanu, nad brzegiem
czegokolwiek, bez ochronnego kapelusza na głowie i bez butelki wody. Wiadomo,
nie tylko udar, ale i rak skóry ma się po kilku takich długotrwałych wypadach
gwarantowany, czyż nie? Pakiet 2 w 1, niczym w najlepiej dogranej polisie
ubezpieczeniowej na całym tym okrąglutkim świecie. Nagle przed zalanymi potem
oczami zaczynają migać kolorowe plamki, które z błyskawiczną prędkością
zasłaniają pole widzenia, wypychając poza nawias lazur morza, beż piasku i
błękit nieba, wypełniając sobą cały obraz, jaki udaje się do tej pory ogarnąć
wzrokiem, aż w końcu dostrzega się tylko czerń. I może jeszcze ma się poczucie,
że oto nastała nicość.
O żadnej herbacie czy łóżku nie może być mowy -
- Cieszę się, Dżingieeeel. Napprrhawdę, uwierz mi. A
teraz powiedz mi, ale szczerze: Z którym skoczkiem narciarskim naajbarrhdziej
chciałabyś się przespać?
- Jeszcze jedną szklaneczkę whisky poproszęęęęę!
- Co Ty,
Dżingiel, nie masz czasem już dość?
- Nie mam
dość czasem, dość mam bardzo często!
"Jako Polki powinnyśmy się wstydzić świętowania
razem ze Szwabami. Sto razy wolę Słoweńców. Czy nawet tych śmiesznych Rosjan.
To chociaż słowiańska nacja. Jedna. I druga. A te wszystkie Niemcy, Austriacy,
Szwajcarzy.. Jedna swołocz! Jedna bura maść! Dziewczęęętaaaaa! Wypijmy za nasz
upadek i kibicowanie nacjom germańskim! Co nas nie zabije, to uczyni nas
słodszymi! Wypleni z nas dziedzictwo
przodków cerkiewnych i pomoże nam wielbić narody, które na to w ogóle nie
zasługują, bo gnębiły naszą ojczyznę i naszych protoplastów przez wieki, wieki,
WIEKI! Proooost!” (Marlenka o 1:05, już w niedzielę)
- Składnie mówi, nie?
- Dżingiel, gdybyś wylewała drinki do donicy
myśląc.. myś-ląc, że ni-iiikt tego nie widzzzi, to też byś płyn.. gadała o
Germanach i dupach. Ja C proszeeee, nie zadawaj mi głuup-ych pytań. Ja bym chciała p-gadać sobie z Ammmm-Ammmanem. Om. Omm. I to jak bym e-chcia-ła.
T-noc zda-j-e śśśśśś-e ne mie-ć końńcaa.
Iga: Boże, nie więcej zwycięsstw Niemców. Nie więęcej.
Jak raz się z nią zgadzam.
To co? Możemy uznać, że ta historia już się zaczęła?
_____
Sama nie wiem, czy tak to pierwotnie miało wyglądać. Może tak. Ale też i nie.
Jakby nie było, mam raczej słabą kontrolę nad fabułą tej opowieści - ona po prostu tworzy się sama, więc póki co jeszcze nie wiem, jaki będzie jej finał. Chyba zaufam owej historii i dam się jej poprowadzić prosto, mam nadzieję, ku chwale :D
O skokach jako takich więcej będzie następnym razem, obiecuję.
serdeczne pozdrowienia,