czwartek, 28 lutego 2013

We can go there over bridges..



Chciałabym Wam opowiedzieć cząstkę samej siebie. Tylko cząstkę, strategiczny wycinek, z określonym początkiem i jeszcze bardziej określonym końcem.

<następny przystanek: „Osiedle Kolorowe”>

Tylko cząstkę, strategiczny wycinek, z określonym początkiem i jeszcze bardziej określonym końcem spraw, które chcę poruszyć zanim skończy mi się powietrze w płucach. 

Jesteście zdumieni? 

Czy nie?

To dobrze.

Skądinąd wiem, że dusze i trzewia macie już przeżarte od słów innych niż te moje. Pewnie wyrazy, z którymi spotykaliście się do tej pory w milionach podobnych albo i odmiennych opowieści były bardziej płynne. Bardziej jednoznaczne. Nie tak pretensjonalne i nie tak, być może, napuszone.

<”Osiedle Kolorowe”>

Oparte na powszechnych skojarzeniach, a nie zindywidualizowanych wyobrażeniach raczej enigmatycznej niż dobrze znanej persony. Komunikowane za pomocą specjalnie dobranych znaczeń, które bez problemu dopasowywaliście do określonej przestrzeni kulturowej, intelektualnej, społecznej… Przestrzeni dnia codziennego. Rozumieliście w lot wszystkie niuanse, zarówno jawne, jak i  ukryte. 

<”Czy mogłaby pani skasować mój bilet? I jeszcze ten? I jeszcze ten? Dziękuję serdecznie!”>

A teraz do puli wyrazów wypełniających Wasze mózgi, Wasze pola kojarzeniowe, Wasze neurony, i ja dorzucę coś własnego, taki metajęzykowy hand-made, tongue-made o sporcie, o skokach narciarskich, których wyższość nad taką na przykład kombinacją norweską jadę z trzema koleżankami właśnie opijać do jednej z krakowskich knajp. 

Nieomal widzę umalowanymi oczyma swej rozbujałej wyobraźni, jak Elektroniczna Paulinka (aktualnie wchłonięta przez tłum na niższej platformie tramwaju) wtrzaskuje perfekcyjnie zadbanymi palcami z nieskazitelnie nałożonym pomarańczowym lakierem na paznokciach w swój palmtopo-smartfono-kombajn: „Aj low Nowa Huta! <3333”, po czym udostępnia to wszystkim znajomym z fejsbuka jako status czy też, tak, odpowiedź na pytanie: „Paulina, o czym myślisz?”.

Jakby jakiekolwiek znaczenie miał fakt, że E.P. (czasem bardziej niczym E.T., ewentualnie E.P.I.-lepsja(zwłaszcza podczas kibicowania)) pochodzi z Bieżanowa, a Nową Hutę zna głównie z pocztówek, które kolekcjonuje z zapałem odkąd skończyła pięć lat i nauczyła się poprawnie pisać słowo „rozsentymentalizowany”, bez geminaty „ss”, za to z poprawną zbitką spółgłoskową. 

Nikogo nie obchodzą podobne gówna, niestety. Każdy lubi dopowiedzenia jak dziury w zębach albo papierki po cukierkach, zapychające kieszenie bez głębszego celu ni metafizycznego, ni fizycznego. Dodatki ostatniego sortu do już i tak ponad miarę poszarzałej egzystencji (Arthur Schopenhauer lubi to).  


Jest nas czwórka, jak już wspomniałam, i, jak już wspomniałam, bawimy się w kibiców skoków z doskoku („od ściany do ściany sterta błota i wielka, bagienna cisza, kiedy ludzie zgromadzeni wokół skoczni patrzą z niemym podziwem, odmalowanym w sekwencji kopiuj-wklej na własnej i sąsiadujących do bólu podobnych twarzach, prościutko na skok jakiegoś wybitnie uzdolnionego Austriaka, a tu wpada Marlenka z okrzykiem: >>HEIA NORGE!<< Nie umiemy się dobrze bawić!”– Iga, AD 2009). Każda kibicuje komu innemu, choć tak naprawdę wszystkie trzymamy kciuki, zresztą jakie kciuki!, całe ręce! za tych samych, lecz prędzej zjadłybyśmy własne spódnice z podwójnym szwem nim przyznałybyśmy się do tego wzajemnie.

<następny przystanek: Plac Centralny>

Jeszcze nie wiem, kiedy zacznę właściwy tok opowieści – wszystko zależy od tego, po którym promilu urwie mi się filmiszczeee, na razie więc muszę snuć ten przydługi wstęp pozbawiony piątej klepki albo chociaż jakichkolwiek konkretów z tak zwanym jajem. Strusim. 

Teraz muszę się ogarnąć na tyle, żeby nie przegapić tak pożądanego przystanku, jako iż to właśnie mnie wyznaczono rolę nawigatora i GPS-a w jednej osobie.

<”- Au, Iga, nie depcz mi po martensach!
- Kij Ci w oko!”>

Pozwolicie mi nieco zamieszać w Waszych lingwistycznych doświadczeniach? Oookej?

Tylko na krótki czas.

Albo i na długi.

Zależy, z jakim postrzeganiem czasu zaznajomieni jesteście najle-
-piej. 

AAAAA!



- Marlena, guzik! Naciśnijże go dzisiaj! Drzwi, drzwiii!
- Halo, halo, chcemy wysiąść! Panie motorniczy! PANIE MOTORNICZY, JESZCZE CHCEMY WYSIĄŚĆ!
<zero odzewu, jedynie (po)szum falującego tłumu>
- Kurwa, niech to szlag!
- Hihihi, nie ma jak spacerek w ziąb na czternastocentymetrowych obcasach (: Nie, Igusiuniu?
- Przymknij się, Dżingiel.
- Ahahahaha, ja chociaż mam glaaany, a nie… Nie gryź!!


Oto jesteśmy. Zgrzane, z metaforycznie połamanymi nogami z powodu obcasów wpadających nam w powyrywane/ podziurawione płyty chodnikowe, snujemy się pod murami kamienic niczym dziwne koty rasy manx, tyle że okutane w zimowe płaszcze.. w prążki ze świateł mijających nas samochodów.

- No, Marlenko, zmień wyraz twarzy. Ludzi ze wścieklizną na pewno tutaj nie wpuszczają!

- Mam legitymację, mam legitymację! Wy ofermy!
- Jesteśmy z Ciebie dumne, Dżingiel. Czekaj, jeszcze chwila i któraś z nas przyzna Ci jakąś nagrodę... Nagrodę Zjeba Wieczoru. Bo to był Twój cholerny pomysł, żeby tutaj przyjechać i świętować.. Tak, ja również mam legitymację. Bardzo chce Pan ją zobaczyć, bo nie wiem, czy mam ją wyciągać z portfela?
- Spalenie kilku dodatkowych kalorii Ci nie zaszkodzi, pączusiu! 


- Na bar! Na bar!

- Jeszcze tylko jeeedeeeen taaanieeec i dam Ci wreszcie spokój, aj promissss!
 - <przeciągłe, owcze meczenie> Nieeeee! Błaaagaaam! Daj mi spokóóóóóój terazzzz juuuuuuż! TERAZ JUUUUŻ!

A jednak Marlenka dała się przekonać.

I, wychodząc na parkiet, wylała mi na spodnie swój różowy drink z zieloną palemką. Teraz mam dżinsy w milion odcieni tego samego koloru + ekstra połysk błyszczących drobinek jakiegoś dekoracyjnego szajsu niczym z reklamy odświeżacza powietrza o zapachu owoców tropikalnych z małą nutką bugenwilli i zaduchu starych, zaśniedziałych skarpetek z pierwszego lepszego kosza na śmieci.


- Nie jest rozsądnym chodzenie po mieście w mglisty, ponury wieczór, kiedy do oczu cisną się nabrzmiałe od ilości wilgoci i skroplonego smogu krople deszczu przywiane przez ogłuszające podmuchy huczącego wiatru („ponury wieczór, kiedy do oczu..”), usta wypychają własne włosy, wciśnięte przemocą między wargi, między zęby przez wiatr, a twarz jest cała mokra od zacinającej ulewy. Tak, wtedy trzeba siedzieć w domu pod ciepłą kołdrą, z kubkiem gorącej herbaty stojącym na stoliku obok łóżka, w kubku, tak, koniecznie w kubku w zielone, poziome paski. Obraz idylli, która pozostanie w sferze wyobraźni dopóki wreszcie nie dotrzesz do domu i nie zrealizujesz jej z podziwu godnym zapałem (a może zapałem wartym nawet jakiejś nagrody) oczywiście po uprzednim wyciągnięciu z ust własnych włosów i wytarcia oczu z przymusowych łez -
 - Boże, Dżingiel, co Ty pieprzysz? Chyba masz już w bani dość. Szlus, pora wyrwać Ci z łapek ten drink! - 
 Dżingiel to ja. Wasza narratorka, Wasza opoka. Ja walcząca o drink i wygrywająca tę walkę, by wypić jeszcze jeden łyk za zdrowie Zwycięskich Sportowców-Wandali z Wandalii/Germanii.
- Odejdź, Paulina. I nie pierdol. Tutaj tworzy się sztuka. And art doesn’t come from happiness, U know? Więc dawaj tę szklankę i wsiadaj w swój statek kosmiczny. Załącz się do mejla w swoim palmtopie-sraltopie i wyślij się do Nowej Brunei. Psujesz mi nastrój.


Siedzimy w barze i opijamy popołudniowe zwycięstwo Niemców w konkursie drużynowym skoków narciarskich w Lillehammer. „Co za bezsens, nigdy bym nie pomyślała, że będę piła zdrowie jakiegokolwiek Niemca.. Świat się kończy!” (Marlena-Patriotka) „Piję, bo rybka lubi pływać” (ja-AA) „Schmitt jest taki slodki. Uwaga, Martin, te załaczone nizej, wirtualne serca sa dla Ciebie! <3 <3 <3 <3 <3 Chcialabym moc wysylac je w nieskończoność, ale bateria mi zaraz siadnie. Musze isc po kolejny napoj z promilami. Muah!” (Elektroniczna Paulina z palmtopem przyspawanym do prawej dłoni dzięki nitom rodem z USA)


- Nie jest rozsądnie chodzić po plaży w tętniący, słoneczny dzień, przeniknięty żarem od A do Z. A już najnierozsądniej jest być wtedy na plaży, nad brzegiem morza, nad brzegiem oceanu, nad brzegiem czegokolwiek, bez ochronnego kapelusza na głowie i bez butelki wody. Wiadomo, nie tylko udar, ale i rak skóry ma się po kilku takich długotrwałych wypadach gwarantowany, czyż nie? Pakiet 2 w 1, niczym w najlepiej dogranej polisie ubezpieczeniowej na całym tym okrąglutkim świecie. Nagle przed zalanymi potem oczami zaczynają migać kolorowe plamki, które z błyskawiczną prędkością zasłaniają pole widzenia, wypychając poza nawias lazur morza, beż piasku i błękit nieba, wypełniając sobą cały obraz, jaki udaje się do tej pory ogarnąć wzrokiem, aż w końcu dostrzega się tylko czerń. I może jeszcze ma się poczucie, że oto nastała nicość.
O żadnej herbacie czy łóżku nie może być mowy - 

- Cieszę się, Dżingieeeel. Napprrhawdę, uwierz mi. A teraz powiedz mi, ale szczerze: Z którym skoczkiem narciarskim naajbarrhdziej chciałabyś się przespać?


- Jeszcze jedną szklaneczkę whisky poproszęęęęę!
 - Co Ty, Dżingiel, nie masz czasem już dość?
 - Nie mam dość czasem, dość mam bardzo często!


"Jako Polki powinnyśmy się wstydzić świętowania razem ze Szwabami. Sto razy wolę Słoweńców. Czy nawet tych śmiesznych Rosjan. To chociaż słowiańska nacja. Jedna. I druga. A te wszystkie Niemcy, Austriacy, Szwajcarzy.. Jedna swołocz! Jedna bura maść! Dziewczęęętaaaaa! Wypijmy za nasz upadek i kibicowanie nacjom germańskim! Co nas nie zabije, to uczyni nas słodszymi!  Wypleni z nas dziedzictwo przodków cerkiewnych i pomoże nam wielbić narody, które na to w ogóle nie zasługują, bo gnębiły naszą ojczyznę i naszych protoplastów przez wieki, wieki, WIEKI! Proooost!” (Marlenka o 1:05, już w niedzielę)
- Składnie mówi, nie?
- Dżingiel, gdybyś wylewała drinki do donicy myśląc.. myś-ląc, że ni-iiikt tego nie widzzzi, to też byś płyn.. gadała o Germanach i dupach. Ja C proszeeee, nie zadawaj mi głuup-ych pytań. Ja bym chciała p-gadać sobie z Ammmm-Ammmanem. Om. Omm. I to jak bym e-chcia-ła.

T-noc zda-j-e śśśśśś-e ne mie-ć końńcaa.

Iga: Boże, nie więcej zwycięsstw Niemców. Nie więęcej. 

Jak raz się z nią zgadzam. 


To co? Możemy uznać, że ta historia już się zaczęła? 


_____
Sama nie wiem, czy tak to pierwotnie miało wyglądać. Może tak. Ale też i nie. 
Jakby nie było, mam raczej słabą kontrolę nad fabułą tej opowieści - ona po prostu tworzy się sama, więc póki co jeszcze nie wiem, jaki będzie jej finał. Chyba zaufam owej historii i dam się jej poprowadzić prosto, mam nadzieję, ku chwale :D
O skokach jako takich więcej będzie następnym razem, obiecuję. 


serdeczne pozdrowienia,


3 komentarze:

  1. Jestem zbita... powinnam powiedzieć z tropu, tylko szkopuł tkwi w tym, że tropu nijak nie mogę wywęszyć. Może to przez to, że czytając to, czułam się trochę tak, jakbym piła tam razem z dziewczynami na Nowej Hucie? (choć ja to jestem raczej jak Marlenka-Patriotka - za zwycięstwa Niemców toastów nie wznoszę... no chyba że za Ammanna, ale to przecież jest Szwajcar, a oni zawsze byli państwem neutralnym, więc mogę im nawet wybaczyć to, iż ich językiem narodowym jest niemiecki, czyż nie? :)). Normalnie, naprawdę czuję, jakbym się nieźle napruła. Tam, w Nowej Hucie, z dziewczynami. A swoją drogą, nawet mam z czego, w końcu nie co dzień Kamil Stoch, nasz Rodak, zostaje Mistrzem Świata! (szkoda tylko, że nikt z moich domowników tego nie uwzględnił w dzisiejszych zakupach i w lodówce wieje pustkami... no naprawdę! NIKT nie zaopatrzył dom na tę okoliczność :(). Wracając do tematu, jestem jak najbardziej na tak, nawet można rzec 3 razy tak, przechodzisz dalej :) Dziewczyny są wręcz boskie! I te ich przekomarzania sie, egzystencjonalne opowieści o życiu - po pijaku zawsze są najlepsze :) Już czuję w kościach, że to będzie wybuchowa paczka, która nie raz mnie zaskoczy i to zapewne pozytywnie. I nieźle nabroi, choć jeszcze nie wiem, czego mogę się po nich spodziewać. Liczę jednak, ze szybko się dowiem :) A poza tym Kraków... Ach! Piękne miasto wybrałaś na lokalizację tej historii :) I już kończę, bo gadam od rzeczy. Ech, ja naprawdę nie umiem komentować blogów z opowiadaniami...

    Pozdrawiaaaam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam o krakowskiej miejskiej komunikacji, staram się skupić, a moje myśli i tak wędrują wciąż w tę stronę, z której dochodzi głos, że bilety jednorazowe mają o sześćdziesiąt groszy tańsze niż Katowice.
    I chociaż sprawą dyskusyjną jest przynależność Huty do Krakowa, wpadnę tu jeszcze, bo mnie ciekawi koniec tej imprezy.
    Każda przecież studencka impreza kończy się inaczej, fenomenem jest to, że zawsze szczęśliwie.
    Jakim, pytam, nauczona doświadczeniem, cudem?
    Pozdrawiam.
    [meska-przyjazn]

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż ta filologia polska wyczynia z człowieka, nas, filologów, idzie rozpoznać z daleka, poprzez to, że nijak nie potrafimy się uwolnić od naszej ukochanej, filologicznej terminologii, którą, chcąc nie chcąc, operować musimy codziennie. xD Dziewczyny ładnie się napiły, a ja myślę, że tak - historię można już spokojnie uznać za rozpoczętą. ;)
    Pozdrawiam. xxx [ http://rok-w-raju.blogspot.com ]

    OdpowiedzUsuń